piątek, 12 września 2014

Rowery,choroba, wyjazd do Tijuany i dzień konstytucji Meksyku!

Ajajajajajajaj!!!!!

Na początku chciałabym bardzo podziękować wam, ponieważ gdy weszłam po 10 dniach na bloga i zobaczyłam 1800 odwiedzających to bardzo się ucieszyłam ok 1000 osób przeczytało mój ostatni wpis, DZIĘKUJĘ!!!

Oj dużo się zdarzyło od ostatniego wpisu, bardzo dużo!!!
Od początku:

28 sierpnia odbył się godzinny rajd rowerowy dookoła Los Mochis nocą, było fantastycznie, tyle że jak przystało na Meksyk było mega zwariowanie a przy tym trochę niebezpiecznie. Los Mochis naprawdę robi wrażenie nocą!!!Przepiękne miasteczko!! Było mnóstwo ludzi i przeróżnych, czasami nawet dziwnych, rowerów.

Ach już od dawna chciałam o tym napisać, ale ciągle zapominałam, teraz zrobiłam sobie listę co muszę napisać hehe. W Meksyku praktycznie wszystkie ulice są jednokierunkowe!!! Zrobili tak bo było za dużo wypadków i jadąc samochodem czy to do pracy, czy szkoły gdziekolwiek, możesz po drodze kupić wszystko: bukiety kwiatów, pluszowe świnki peppy, gazetę, truskawki i inne owoce. Zatrzymując się na światłach po prostu na ulicę wchodzą ludzie i sprzedają, a żeby tego jeszcze było mało to teraz był dzień konstytucji Meksyku i na ulicę powychodzili ludzie z flagami, koszulkami, szalikami,balonami z barwami Meksyku


Byłam na pierwszym spotkaniu Rotary,hmmm co tu napisać, praktycznie nie wiem co się działo na spotkaniu, ponieważ 90% spędziłam w łazience. Tak zaczęła się moja choroba. Byłam tylko chwilę w sali żeby wymienić się proporczykami i zrobić zdjęcie i nie wiem czemu ale wygrałam kubek termiczny.
Teraz czekam na kolejne spotkanie bo myślę, że bedzie fajnie

Tak... leżałam w łóżku przez 3 dni a wyjazd do Tijuany się zbliżał, już podjęłam decyzję, że nie pojadę bo miałam 38,5 gorączki a na następny dzień był wylot. Jednak rano się obudziłam i czułam się w miarę dobrze. Przyszła do mnie moja host mama koło 11 i mówi, że jeżeli dobrze się czuję to mogę pojechać, nie wiedziałam co mam robić, jechać czy nie hmmm. Po rozmowie z moją mamą mamą stwierdziłyśmy jednak, że mogę jechać, tylko muszę uważać co bede jadła. Tak więc miałam około 1h na spakowanie się pójscie jeszcze do lekarza i dojazd na lotnisko. No udało się jakoś się wyrobiłam chociaż moje rzeczy nie były za ładnie ułożone.Trudno.
Tak więc poleciałam do Tijuany.
Na lotnisku odebrali Honey, Carol i mnie nowi host rodzice z córką. Niesamowici ludzie!
Na początku pojechaliśmy coś zjeść a potem na plażę, przez którą przechodzi granica z USA!
Było niesamowicie ale woda zimna.


Czekając na lotnisku na samolot

Po przylocie do Tijuany

AAA prawie w USA



Potem pojechaliśmy do domu i taki był widoczek

Następnego dnia pojechaliśmy na dworzec autobusowy i tam juz czekali wszyscy wymieńcy z mojego dystryktu- 48, w tym 16 z Brazylii, 9 z Niemiec i 3 z Polski!!
Na początku pojechaliśmy autokarami do sierocińca pomóc. Po parować skarpetki, umyć podłogi, poskładać ubrania. Potem pojechaliśmy już do ośrodka się zakwaterować i zjeść. Tego dnia nie było żadnych zajęć ale mieszkaliśmy nad samym oceanem i mieliśmy 3 baseny więc mieliśmy co robić. Wieczorem po kolacji była miła niespodzianka dla Maite dziewczyny z Niemiec, ponieważ miała urodziny to dostała tort, wszyscy jej śpiewali sto lat. Potem gdy już miała kroić tort jeden z animatorów powiedziała, że u nich jest taka tradycja, że pierwszy gryz musi być ustami w ciasto bez rąk.....no i gdy się pochyliła.....wepchnął jej głowe w ciasto.....nie no smiesznie było... na szczęście dla wszystkich nawet dla Maite. A wieczorem była FIESTA. Jak to na brazylijczyków przystało tańczyli naprawdę dobrze.


Rano mieliśmy sniadanko a potem zawody. Były różne konkurencje: skakanie w workach, rzucanie jajkie, kręcenie hula-hop. Było bardzo śmiesznie w szczególności jak jedna dziewczyna łapała jajko 1 ręką i jej się rozbiło, było to bardzo efektowne. Potem mieliśmy czas wolny, więc bawiliśmy się w basenie. Po obiedzie były trochę nudne zajęcia bo było to samo co na meetingu w Bydgoszczy przed wymianą, jedyna różnica to taka, że mówili po angielsku. Tak więc prezentacja wymiana spełnienie marzeń czy koszmar?? Takir to było ciekawe, że jeden z wymieńców z Tajlandii zasnął hehe.
A potem znowu było jedzenie!!!!!
Pyszne nachosy, słone przekąski, żelki, lody, co dusza zapragnie. Wymienialiśmy się pinami, więc teraz moja marynarka jest cała w różnych flagach, butach, piłkach.
Wieczorkiem mieliśmy ognisko. Piekliśmy pianki i uczyliśmy się tańczyć brazylijskich tańców (masło maślane mi wyszło) Potem znowu był konkurs drużyn, musieliśmy ułożyć układ i piosenkę, czy może raczej hymn naszej grupy. Ja byłam w grupie białych.


Następnego dnia po śniadanku znowu spotkaliśmy się w drużynach, tym razem musieliśmy zrobić ubranie z gazety. My wylosowaliśmy św. Mikołaja. Zrobiłam przesłodkiego renifera z gazety.


Potem ogłoszenie wyników.
Niestety moja drużyna niczego nie zajęła, ale przy późniejszym losowaniu nagród z wizytówek wygrałam flagę meksyku<3




Po obiadku przyszedł czas na pożegnania.
Następnie przyjechała po nas moja host rodzinka i pojechaliśmy na wyśmienitą pizze.\
Jadłam też tam takie grube paluszki, podobno to są te grube części pizzy, z najostrzejszą oliwą jaką jadłam w życiu, ale była przepyszna. Potem wróciliśmy do domu i jadłam ( tak znowu jadłam) truskawki z mlekiem i mango. Jeny mango mają naprawdę przepyszne.
Następnego dnia mieliśmy jechać do USA ale Honey miała jakiś problem z wizą więc w sumie już byłyśmy przekonane, że nie pojedziemy. Ale ta rodzina porozmawiała tam gdzie trzeba i udało się o 4 po południu byliśmy w San \Diego i zajadaliśmy pyszne amerykańskie hamburgery!!!
Celnik na granicy był smieszny bo stałam razem z Carol przy nim i się pytał Carol czy mówi po portugalsku a mnie czy mówie po włosku... to było dziwne no ale ok.
Po pysznym obiadku pojechaliśmy na ZAKUPY!!!!!!!
Spędziliśmy w centrum handlowym 5 h z czego najwięcej w hollisterze.
Naprawde ceny są o wiele korzystniejsze niż w Meksyku czy w Polsce.
Potem wróciliśmy do domu i znowu jedliśmy.
Rano niestety musieliśmy już się żegnać bo o 10 musieliśmy być na lotnisku.
Niesamowici ludzie...<3 Już tęsknie<3




8 września w Meksyku obchodzony jest dzień konstytucji.Tego dnia w szkole zorganizowano fiestę i każdy musiał być ubrany w kolory narodowe. Było cudownie. Wszędzie flagi Meksyku, mariachi, konie pranie w prawdziwych meksykańskich sukniach i meksykańskie jedzenie!!!!!
Cudowny dzień. Potem poszłam na pilates i leciała słowiańska muzyka i tak mi się miło na sercu zrobiło <3







Jeej długi ten post. No trudno, jeżeli chciałam wszystko opisać to taki musiał być. Jeżeli dotrwałeś do końca to gratuluje. Jeżeli masz jakieś pytania, pisz w komentarzach z chęcią na nie odpowiem.
Dziękuję za to, że czytacie....jest to dla mnie bardzo ważne<3<3<3<3<3
Pozdrowienia z samolotu<3